Rozsiadłem się na głazie na Małym Kościelcu pozwalając, by nogi dyndały sobie beztrosko nad porośniętym kosodrzewiną zboczem opadającym w kierunku Czarnego Stawu. Ścieżka została jakieś dwa metry za moimi plecami - taka pozycja pozwoliła mi się wyłączyć i nie zwracać uwagi na innych turystów. W ten sposób mogłem w spokoju napawać się widokiem grani od Żółtej Turni po Czarne Ściany, konsumując jednocześnie kiełbasę toruńską, produkt mistrza masarskiego Henryka Kani, z paluchem wypieczonym w Carrefourze. Coś dla ducha, coś dla ciała. Mój konsumpcyjno-kontemplacyjny odpoczynek został jednak w pewnym momencie zaburzony.
- No nie, co zrobiłaś?! - krzyknął młody człowiek.
- Co się stało? - odparła jego towarzyszka, zaskoczona najwyraźniej niezbyt uprzejmym tonem głosu swego, jak się domyślam, chłopaka.
- No co się stało, no... Musisz tak ciągle machać tymi łapami?!
- O co ci chodzi?
- Zepsułaś mi zdjęcie tym swoim machaniem rękoma! Mam twoją dłoń w kadrze!
- O Boże! Nic ci się chyba wielkiego nie stało, jedno zdjęcie...
- No nie jedno zdjęcie, bo to już kolejny raz!. Zwłaszcza, że to byłoby dobre zdjęcie, gdyby nie ta twoja łapa!
- No chyba trochę przesadzasz! Co cię ugryzło?
- Oj weź już nic nie mów, bo widzę, że i tak nie zrozumiesz!
- Idiota!
- Co? Coo??? Coś ty powiedziała? Weź tak do mnie nie mów! Nie mów tak do mnie, rozumiesz? Nie obrażaj mnie!
- A co mam w takiej sytuacji powiedzieć?! To, jak Ty się teraz zachowujesz, to jest nienormalne!
- Cooo? A chcesz sama sobie nieść rzeczy dalej? Chcesz?
- Chcę!
- No to Ci zaraz dam, tylko na tą przełęcz dojdziemy!
- Tę przełęcz!
- Dobra, już się zamknij!
I poszli dalej na tę przełęcz. A ja, przeżuwając na przemian kiełbasę (toruńską!) z paluchem, zastanawiałem się nad znaczeniem całej sceny.
Oto młody chłopak wdrapuje się wraz z dziewczyną na wysoko położony tatrzański szlak, poświęca temu czas i energię, aby w pewnym momencie piękno wycieczki prysło z powodu kawałka ręki w kadrze. Wybitnemu artyście, twórcy słynnego na całe osiedle Jan Kowalski Photography Art & Glory Super Mega Studio Atelier Whatever, przygotowującemu właśnie cykl krajobrazów tatrzańskich w ramach projektu "Jakieś góry i doliny", własna i osobista dziewczyna wkłada "łapę" w kadr! Niebywałe! Oto Jan Kowalski (Photography!) z pieczołowitością ustawia w swej nowiutkiej lustrzance, na którą (jego ojciec) zaciągnął poważny kredyt w Providencie, tryb "landscape", następnie zalewając się z przejęcia potem (potem nawet moczem) kadruje przyszłe arcydzieło światowej fotografii, by nagle cały trud zniweczył fragment dłoni, jakieś trzy paluchy beztrosko wetknięte przez jego połowicę przed obiektyw. W takiej sytuacji każdego miłośnika łechtania spustu migawki zalałaby krew! Właściwie to reakcję chłopaka uznać należy za wybitnie powściągliwą - ograniczył się zaledwie do skromnej reprymendy słownej. A mógł zabić! A ta dziewczyna śmiała mu się jeszcze przeciwstawić. Dokąd zmierza ludzkość, gdy sztuka w tak wielkiej znajduje się pogardzie?!
Tylko Tatry zdawały się nic sobie z tego nie robić. Jak zwykle zresztą. Obojętne na aparaty cyfrowe, kamery HD, smartfony z instagramem, na klapki, sandały, kalosze i trampki, na krzyk, na śmiech, na "jak daleko jeszcze?" i na "kurwa, ale zajebiście!". Obojętne na ludzi. Bo Tatrom jest wszystko jedno, kto po nich chodzi, co niesie na plecach, co mówi, gdzie patrzy. Góry nie zadają sobie pytania, po co człowiek po nich chodzi - to naturalne. Gorzej, gdy człowiek sam sobie również takiego pytania nie zadaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz