środa, 25 września 2013

Sen Henryka, cz. I

A wszystko działo się tej samej nocy, gdy Henrykowi przyśniła się Sara.
To był dziwny i zaskakujący sen. Znajdowali się w ładnie urządzonym, schludnym pokoju, którego Henryk zupełnie nie znał. Początkowo rozmawiali siedząc naprzeciw siebie przy niewielkim stoliku; dyskusja odbywała się w swobodnej atmosferze, na ich twarzach często gościł uśmiech. W pewnym momencie Sara wstała, lekkim krokiem podeszła do Henryka i wyciągnęła w jego kierunku dłoń. On delikatnie dotknął koniuszków jej palców i niczym zahipnotyzowany pozwolił zaprowadzić się w stronę zielonej kanapy. Gdy tylko oboje zdążyli usiąść wygodnie, zwróceni do siebie twarzami, dziewczyna objęła Henryka zdecydowanym ruchem i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek…
Henryk poznał Sarę parę lat temu; przebywał akurat na trzymiesięcznym stażu w Londynie, wykonując pewne projekty dla spółki-matki jego rodzimej firmy w Polsce. Tam właśnie spotkał młodą, nieco tajemniczą asystentkę biura, która na czas jego pobytu została oddelegowana, aby służyć mu administracyjnym wsparciem w jego zadaniach. Szybko okazało się, że mimo sporej różnicy wieku potrafią się świetnie dogadywać; zdarzyło im się nawet kilka razy wyjść po pracy na kawę czy drinka, nigdy jednak nie doszło między nimi do tego mitycznego „czegoś więcej”. Henryk miał poczucie, że żywi wobec Sary sympatię nietuzinkową, zdecydowanie inną niż zazwyczaj miało to miejsce w jego koleżeńskich relacjach, nigdy nie zdecydował się jednak na poważniejszy krok w jej kierunku. Powtarzał sobie, że to nie jest czas, że nie jest gotowy (jego przyjaciele powtarzali mu, że w ten sposób to nigdy nie będzie ten czas a on nigdy nie będzie gotowy); wiedział ponadto, że przecież wkrótce wróci do Polski. Choć z drugiej strony… Gdyby bardzo chciał, mógłby pewnie zaczepić się gdzieś w Londynie. Tak się nie stało, Henryk wrócił, ale przez jakiś czas utrzymywał z Sarą intensywny kontakt, wymieniali się mailami, czasem do siebie dzwonili. Potem on zmienił pracę, ona zaczęła się z kimś spotykać, ich korespondencja uległa postępującemu, samoczynnemu ograniczeniu, by w pewnym momencie zupełnie się urwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz