poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Radek

Radek znowu jest na zmianie.
Radek ma swój strój służbowy, charakterystyczny, granatowo-czerwony uniform: spodnie, kurtkę i czapkę z daszkiem, nieco utytłane kurzem i smarem, ale jeszcze mogą być. Radek nie jest kamerdynerem, nie pracuje w telewizji ani w klinice dla chorych na AIDS – nie musi być idealnie schludny.
Radek do swych obowiązków podchodzi ze stoickim spokojem (w ludzkiej świadomości istnieją trzy rodzaje spokojów: zwykły – łatwo go rozpoznać, bo bez przymiotnika, święty – wciąż najbardziej pożądany, mimo, że mamy coraz więcej ateistów, oraz stoicki – uważany, za jakąś wyjątkową formę spokoju, bo nikt już dziś nie pamięta kim byli stoicy i czym się zajmowali). Wszystko, co składa się na jego zakres obowiązków należy wykonywać starannie i dokładnie. A Radek wie, że jeśli starannie i dokładnie, to bez zbędnego pośpiechu. Nie spieszy się więc, stawia na jakość.
Są chwile, gdy Radek nie wykonuje żadnego ze swych głównych obowiązków. Zajmuje się wówczas tak zwanymi zadaniami dodatkowymi, albo nie zajmuje się zgoła niczym. Skala moich obserwacja jest póki co zbyt skromna, bym mógł wskazać wyraźne różnice między zajęciami dodatkowymi a brakiem jakichkolwiek zajęć. Jestem jednak przekonany, że Radek doskonale je rozróżnia.
Praca Radka to także kontakt z klientem. Oznacza to, że zgodnie ze standardami naszych czasów Radek jest cały czas zorientowany na klienta, cały czas bada potrzeby klienta, doradza klientowi, proponuje różne rozwiązania rekomendując te, które są akurat zdaniem Radka najlepsze. I zgodnie ze standardami naszych czasów, klient obsłużony przez Radka jest zawsze zadowolony i zawsze powraca.
Praca Radka nie jest zapewne pracą marzeń. Ma jednak kilka zalet.
Przede wszystkim, jest – to dla Radka silny argument, aby utrzymać się na zajmowanym stanowisku.
Po drugie jest płatna; Radek może pokazać figę tysiącom przeintelektualizowanych stażystów, którzy niby gdzieś tam się dostali, a którym starzy wciąż opłacają akademiki i weekendowe libacje – on za swoją wódkę płaci sam! A samodzielne płacenie za wódkę jest podstawą godności każdego faceta.
Po trzecie, kiedy Radek wraca po pracy do domu, kiedy otwiera swoje Królewskie, już nie myśli o robocie. Nie wiszą nad nim niedopięte projekty, bezlitośnie nadciągające dedlajny, niedokończone raporty, przeładowane skedżule. Radek nie ma w perspektywie kolejnego dnia slalomów między rutynową papierologią i kolejnymi wrzutkami od szefa, adhokami, spotkaniami bez zapowiedzi, na które musi iść, bo bez niego nie ruszą z sabdżektem i nie znajdą soluszyn. Radek nie myśli o wyśrubowanych targetach, półrocznych albo kwartalnych asesmentach, o memach, które spływają mu na mejla szybciej niż jest w stanie otwierać załączniki, nie martwi się ekselami, w których znowu nie działają formuły, makrami, w których znowu coś się rozjeżdza, łordem, który znowu nie znalazł banalnej literówki. Radek nie planuje swojej kariery na trzydzieści lata do przodu, nie jest zafiksowany na self-dewelopmencie, nie upiększa życiorysu na potrzeby rekrutacji na embijeja.
Radek pracuje na Orlenie, pomaga tankować paliwo, myje szyby, jeśli ktoś sobie życzy.
Radek przychodzi do pracy i robi co do niego należy. Nic więcej.
Czasem tak bardzo mu zazdroszczę.

1 komentarz: