Nie ma to jak kotka. A
najlepiej dwie, przecież jedna będzie się nudzić… Mrukliwe, futrzaste baby z
wąsami, prawie jak Conchita, ale mają jednak w sobie dość godności, by nie
śpiewać na Eurowizji. Z rana (a rano dla kotek to piąta, wpół do szóstej
najpóźniej) wpakują ci się do łóżka i wyjadą z dyńki – ot, taki koci znak
pokoju i miłości. Ale spróbuj tylko odwdzięczyć się w ciągu dnia, kiedy akurat
byczą się na posłaniu drapaka. Ofukną cię stanowczo, bo niby jakim prawem
przerywasz ich drzemkę, zaledwie trzecią tego dnia?! Koty przesypiają ponoć sześćdziesiąt
procent doby. Tym bardziej zaskakuje skala chaosu, który w pozostałym czasie
aktywności potrafią rozpętać na całej dostępnej dla nich przestrzeni.
Prosty przykład. Na blacie w
kuchni, zawinięta w plastikową torebkę śniadaniową, leżała kajzerka. Stara, czerstwa,
zapomniana, czekała aż łaskawa ręka skruszy ją i podkarmi przypadkową gromadę
gołębi koczujących pod blokiem. Nie doczekała się. Wracam do domu, pozornie wszystko
wygląda normalnie. Kotki wylegują się leniwie w przypadkowych miejscach, jedna
rozłożona jak płaszczka na podłodze pod drzwiami balkonu, druga zwisająca
niedbale tylnymi łapkami z krzesła obrotowego. Norma. Wchodzę więc do mojego
pokoju i… otwieram szeroko oczy.
Kapa na łóżku podwinięta, na
niej i wokół mnóstwo okruchów, na środku zaś leży poobgryzana ze wszystkich
stron obeschnięta kajzerka. A w mojej głowie pomieszanie złości,
niedowierzania, podziwu i strachu. Złość, bo cały ten syf trzeba będzie
sprzątnąć. Niedowierzanie, bo koty jakimś cudem zorganizowały logistykę
pozwalającą na przeniesienie całej zasuszonej kajzerki z blatu kuchennego na
moje łóżko. Podziw z tego samego mniej więcej powodu – rozumiem, że zrzuciły
bułę na podłogę, ale jak do cholery władowały ją na moje łóżko?! Strachu, bo jeśli
wpadły na tak abstrakcyjny z mojego punktu widzenia koncept, to lepiej nie
myśleć, na jak zwichrowane pomysły mogą jeszcze wpaść.
Co było robić – przecież nie
zagonię kotów do sprzątania. Wyciągnąłem odkurzacz – odrobina słodkiej zemsty, bo
one nie znoszą tego ryku – i sprzątnąłem rozkruszone pieczywo z łóżka.
Podobnych wydarzeń było już
kilka. Ale tak jak łatwo sprzątnąć kajzerkę, tak i łatwo zebrać rozlaną wodę z
szuflady, albo kupić nowe słuchawki. Kiedy jednak na spokojnie analizuję kocie
zestawienie zysków i strat, nasuwa się jeden zasadniczy wniosek. Warto było
adoptować!