Czego poszukujesz, Esmeraldo?
Wyłowić cię z tłumu nigdy nie
stanowi problemu. Wystarczy, że zamkniesz swą marmurową figurę, tę porcelanową
talię wyprofilowaną zgodnie z najwyższymi standardami Unii Europejskiej, w
jakąś zgrabną, nie za długą sukienkę. Oto jesteś, żywiołowo migający punkt na
dziesiątkach samczych radarów. Oni już sposobią się do ofensywy, ale to
przecież ty decydujesz, kto podpłynie blisko, a kto w swej naiwności nadzieje
się na minę.
Wybierasz, jak się wybiera
jogurt w hipermarkecie. Jaka marka, jaki wariant, jaki smak, jaka pojemność,
czy ze zbożem, z owocami, czy może jednak fit. Cała lodówka szczerzy się przed
tobą zadziwiającą gamą nienaturalnych uśmiechów, pręży muskuły (jeśli są) i
rzuca zaczepne spojrzenia. Ciebie nie interesują promocje, nie spoglądasz na
marki własne w dyskontowych cenach. Liczy się tylko towar premium. Najlepiej bezglutenowy,
bezcukrowy, taki, przy produkcji którego nie pracują dzieci poniżej piętnastego
roku życia, ani nie wycina się lasów tropikalnych, przebadany i zatwierdzony
przez Polskie Towarzystwo Dietetyki Sportowej. Bo to ty wybierasz.
Wtedy podchodzisz i spoglądasz
mu w oczy. Potrzebny ci zaledwie jeden błysk spod gęstych, grubo tuszowanych Armani
Black Ecstasy rzęs. On już wie, że został wybrany. To jego kolektura okazała
się szczęśliwa, to jego wybrało czterdzieści pięć kulek po tym, jak nastąpiło
zwolnienie blokady. Wystarczy dosłownie jeden błysk spod zacieniowanej Chanel
Les 4 Ombres powieki, a on już wskakuje do wózka, już jedzie w stronę kas.
Zaczynacie nieśmiało, jak
dziecko próbujące nieporadnie rozbujać huśtawkę. On wie, że wygrał, ale
niezupełnie jeszcze ma pomysł, co zrobić z tak nagle nabytą fortuną. Nie
naciskasz. Niech przejmie inicjatywę, a właściwie niech mu się wydaje, że
przejął. Niech nabierze pewności, niech się w niej zatraci. Każdego zwycięzcę
pochłonie w końcu pewność siebie. Huśtawka wychyla się coraz bardziej,
amplituda drgań rośnie. Wasze ciała splatają się z coraz większą zawziętością.
Chodzi o to, aby powierzchnia styku była jak największa. Dłonie skanują barki,
ramiona, łopatki, biodra, krzyż i niżej – złośliwość Boga, że człowiek ma je
tylko dwie. Zespalacie się w uścisku, łapczywie sklejacie naskórkiem,
dyfundujecie w sobie nawzajem.
Usta w końcu musiały się
spotkać. Udało się. Potrzebowaliście rozciągniętych w nieskończoność minut
poszukiwań, momentów gorzkiego zwątpienia i frustracji, dziesiątek nietrafionych
mlaśnięć i cmoknięć. Wreszcie los okazał się łaskawy. Przynajmniej dla niego;
przecież ty, Esmeraldo, dokładnie wiedziałaś kiedy i jak to nastąpi. To ty
zarządzasz losem, kreujesz los, ustawiasz jego harmonogram i decydujesz, kiedy
nastąpi przejście do kolejnego etapu. W końcu pozwalasz jego spierzchniętym i
zmęczonym przez tęskne poszukiwania ustom odnaleźć ciebie. Ileż radości pulsuje
nagle w tych mięsistych, nieco słonawych, pokrytych lekko złuszczającą się
skórą workach, gdy niby przypadkowo przytrafi im się nagle delikatne muśnięcie o
smaku pomadki Chanel Rouge Coco. Oto koniec tułaczki. Oto Ziemia Obiecana, nieważne
Kanaan czy Łódź.
Później wszystko dzieje się już
bardzo szybko. Incydentalne spotkania dwóch obcych sobie warg z dyskretnych
skubnięć bardzo szybko przechodzą w łapczywy taniec hedonizmu. On wariuje, ty
udajesz, że za jego wariactwem nadążasz. Czas jakiś trwacie w epileptycznym
zwarciu; dłonie wygniatają koszulę i sukienkę. Języki odbijają się od siebie,
zębów i podniebienia, knagujecie je zawzięcie, mocno. Ten węzeł nie może
puścić!
W końcu następuje konkretna
decyzja. Szybko wychodzicie z klubu. Taksówka oczywiście czeka, o tej porze
nigdy ich nie brakuje. Kierunek jest prosty – do niego. Jedziecie sczepieni jak
dwa płaskie klocki Lego, ale taksówkarz ma to gdzieś. Dla niego to kurs jak co
sobotę. Czujesz, jak twój produkt emanuje szczęściem i sukcesem, tak jakby
jogurt mógł cieszyć się, że został włożony do koszyka klienta.
Dla ciebie też jest ok. Znowu się udało. Jak zwykle -
znalazłaś, co chciałaś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz