Autobus podjeżdża na przystanek,
kierowca otwiera drzwi, następuje zwolnienie blokady. Wyprasowane bluzki i
koszule przesuwają się coraz bliżej i bliżej, najpierw nieśmiało muskają, potem
stykają coraz większymi powierzchniami, aż w końcu, gdzieś w tej przeklętej
przestrzeni między progiem a kasownikiem, następuje masowe mięcie, zbiorowe
samobójstwo porannych prasowań. Nieważne ile czasu dopieszczałeś żelazkiem
rękawy, zagięcie zaraz się pojawi, na lewym albo prawym, a może na obu naraz.
Jak nie rękaw to plecy, bo ktoś z tyłu napiera, bo na niego też ktoś napiera,
bo na tamtego napierają dwie kolejne. A
jak jesteś niewysoka i drobna najlepiej w ogóle zrezygnuj z prasowania, bo
wygniotą cię z każdej strony, nawet od góry. Albo woź ze sobą żelazko.
Producenci walizek na laptopy powinni wypuścić na rynek wariant ze kieszenią na
żelazko, a najlepiej dodatkowo z miejscem na małą deskę do prasowania.
Ewentualnie pracodawcy mogliby rozważyć instalację w przestrzeni biurowej
kącików do prasowania, na przykład gdzieś koło socjalnego. Albo jeszcze lepiej
na recepcji, żeby móc się ogarnąć zanim napatoczymy się na szefa. A jak to nie
pomoże, to już nie wiem co. Trzeba będzie poprosić celebrytów, żeby zaczęli
paradować w wyświechtanych ciuchach. Po kilku miesiącach społeczeństwo przyjmie
to za obowiązujący z dawien dawna standard i już w ogóle nie trzeba będzie
prasować. Tylko co na to producenci żelazek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz