Słuchawki nie powinny psuć się w komunikacji miejskiej. Mogę
zrozumieć, że to nie jest trwały sprzęt, że szybko się zużywa i wymaga
wymiany. Ale, na Boga, na któregokolwiek z Bogów, niech one nie psują
się nagle, gdy tkwię w zatłoczonym tramwaju! Niech ostrzegają z jakimś
wyprzedzeniem, niech pojawia się na nich termin ważności na tydzień
przed jego upływem, no chociaż niech psują się w domach, gdzie można na
spokojnie pogodzić się z tym faktem i mentalnie przygotować na
komunikacyjny survival do czasu zakupu nowych!
Mogę sobie pomarzyć.
I tak słuchawki padły mi nagle w
"siedemnastce" w okolicach Ronda ONZ. Obie naraz. Zazwyczaj najpierw
umiera jedna. Druga jeszcze wówczas gra, ale asymetria dźwięku
pożądanego w połączeniu z niedającym się już wyizolować szumem
rzeczywistości wokół sprawiają, że słuchanie muzyki w takich warunkach
momentalnie staje się dla mnie utrapieniem. Przez jakiś czas zmagam się z
dwuwładzą brzmień, w końcu jednak rozsądek nakazuje się poddać. Okres
wsłuchiwania się w jedno ucho daje mimo wszystko czas na mentalne
przejście, pogodzenie się z awarią. Przez chwilę płyną równocześnie
ciepła i zimna woda dźwięków. Kiedy jednak obie słuchawki wysiadają na
raz wrzątek rozlewa się momentalnie po całym ciele. To właśnie
przytrafiło się mnie.
Gwałtowna, przymusowa resocjalizacja z komunikacyjnym tłumem.
Facet, donośny baryton, w zmaganiach z mikrofonem smartfona: - mijasz ten placyk, tam są takie ławeczki brązowe, i po lewej jest ten bar, no... - łatwo poznasz jak przyjdziesz po dziesiątej, bo tam wiesz, kupa ludzi wokół jara szlugi, nieźle już nastukani, jak to w piątek, hehe... - nie, nie pamiętam, jak się ta ulica nazywa, ale trafisz, trafisz na pewno...
Facet, donośny baryton, w zmaganiach z mikrofonem smartfona: - mijasz ten placyk, tam są takie ławeczki brązowe, i po lewej jest ten bar, no... - łatwo poznasz jak przyjdziesz po dziesiątej, bo tam wiesz, kupa ludzi wokół jara szlugi, nieźle już nastukani, jak to w piątek, hehe... - nie, nie pamiętam, jak się ta ulica nazywa, ale trafisz, trafisz na pewno...
Druga rozmowa telefoniczna - oddajmy głos lasce o grubych udach w różowym dresie:
- ale misiu, no weź to... no zrób to wreście... tyle czasu, no... - z
miesiąc chyba... no ja wiem, no... ale jakoś może... no... no... -
misiu, ale z Hubim możecie przecież... no ja wiem... tylko jutro to
wiesz co, no wiesz... właśnie... - no wiem... no...
Baryton: - pewno znowu nie przyjdzie, się wymiga pewno, on to wiesz, do wódki to nie bardzo...
Dyskusja
dwóch staruszek spod okna również, niczym antyczne fatum, dociera do
mojej świadomości; słyszę, że: - papryka po sześć osiemdziesiąt, i to
ładna! a nie po osiem i byle co, jak pod tym, no... - ale jabłka jakie
drogie w tym roku! i w ogóle owoce... - no tak, to przez te susze, co
były, i przez te ulewy jeszcze... - ale żeby aż tak? wściekli się? żeby
za jabłka tyle to już naprawdę... - drożyzna wszystko, coraz drożej, ja
to nie wiem jak to będzie, jak tak dalej będzie, to nic nie będzie
Matka, nieładna kobieta o zmęczonym spojrzeniu, oraz jej kilkuletnia, pulchna jak muffin córeczka: - w sobotę pójdziemy, kochanie, byłaś wczoraj to dziś może nie... - mamo, nooo! - w sobotę, córciu, czipsy ci kupiłam, dużą paczkę... - no ale mamo! - nie możemy codziennie do tego makdonalda, to może pizzę zamówię? - no dobra, ale w sobotę pójdziemy?
Staruszki:
albo jajka, kochana, jajka! takie małe a on, że sześćdziesiąt groszy!
złodziej... - oni wszyscy, kochana, złodzieje! i cały ten rząd i ten
sejm i ten...
Nieładna Matka: - a jaką chcesz? margeritę? - może być, żeby tylko miała dużo, duuużo składników!
Baryton: - a wtedy Jacek to już wiesz, ledwo stał, narąbany w trzy dupy... - nie, w wannie to on u Gośki spał, u Gośki...
Laska w dresie: - a ze Stanem jakbyście się ten? - jeszcze nie? no to ja nie wiem... - a, misiuuu... - o kurna, telefon mi się rozten tego...
Muffin Córeczka: - a mamooo, mamoooo!
Baryton: - bo Krzysiek to nie umie pić, on zawsze tak...
Laska w dresie:- no to dajesz, misiu, tylko szybko... bo mi się ten telefon... no...
Staruszki: - za komuny tego nie było! - a dziś? a dziś?
Baryton: - no łiskacze jakieś albo dżin, nie wiem w sumie, jak zwykle pewno... - wiesz, bo mi fon chyba pada...
Nieładna Matka: - z Heloł Kiti?
Staruszki: - zamach jak nic!
Laska w dresie: - no ja nie wiem...
Baryton: - jak u Anki na grillu...
Laska w dresie: - no ja wiem...
Muffin Córeczka: - albo różowy, różowy!
Staruszki: - agenty radzieckie!
Muffin Córeczka: mamooooo!
Baryton: - no też się najebał, na żądanie potem wziął
Staruszki: - i prezydent złodziej, u Dyni na melanżu, ja nie wiem
Muffin Córeczka: - wszystko drożeje, chleb jaki drogi!
Nieładna Matka: - no ja wiem...
Laska w dresie: - i krzyż będą opluwać... - albo tanim winem... - albo z Drakularą!
emerytury
nie podniosą, no ostra najebka, misiu, ja kończę, jutro ci kupię,
Krzysiu tyle już nie może, cały kraj rozprzedadzą, a pójdziemy,
mamooooo? nooooo! ja pierdolę! i młodzi bez pracy! i weź tam misiu, ten,
złodzieje i złodzieje, no ja wiem, przy dziesiątym browarze dopiero,
mamooooooooooo! zamach jak nic, ale żeby z Heloł Kity! bo już mi się
telefon ten no, ty, bo mi pada bateria, albo cukier jak skoczył, u Antka
akurat jakoś słabo, dobrze, z burger kinga ci wezmę, nie krzycz, no
paaaaa! misiu, buziaczki! chodź, wysiadamy, kończę stary, jutro u Tomka,
nara, zdrowia, zdrowia, kochana, mamooooooooooo...