czwartek, 17 lipca 2014

Zakopanoptikon 2014

Sto lat temu Andrzej Strug napisał „Zakopanoptikon”, prawdopodobnie jedną z ciekawszych powieści o Zakopanem. Jej akcja toczy się w stolicy Podhala (chwilami w Tatrach) w trakcie letniego sezonu. Te wakacje okazują się jednak dla wypoczywających w Zakopanem gości wyjątkowe. Cały czas bowiem niemiłosiernie leje; deszcze pada nieubłaganie przez siedem kolejnych tygodni.
Powieści Andrzeja Struga nie wspominam tu w celach jedynie promocyjnych, choć oczywiście serdecznie polecam jej lekturę. Chodzi mi raczej o przywołanie koncepcji, która, oddzielona od literackiej, zamierzonej przez autora przesady, zaczyna krystalizować się w świecie realnym. Na nieszczęście podczas mojego urlopu.
Po pierwsze: leje! Dziś deszcz jest wręcz nie do zniesienia, strumienie wody zalewają całą okolicę, zmywają ulice, ścieżki i resztki pogody ducha. Wcześniej opady nie były może ciągłe, jednak nieustannie wypiętrzające się chmury i pohukiwania burzy skutecznie dawały do zrozumienia, że wyjście w wyższe partie gór nie jest wskazane. W reglu natomiast błota co niemiara, na spacer najlepiej iść w kaloszach.
Po drugie: wielodniowe niewychodzenie w góry zaczyna odbijać się na nastroju. Aktualnie jestem zawieszony między apatią a otępieniem, upływ deszczowych godzin próbuję przyspieszać grą w kości zapijaną kawą bez cukru. Boję się jednak, że wkrótce nastąpi faza wariactwa i niczym taternicy z powieści Struga zacznę się wspinać po fasadzie ośrodka. Albo nie wiem, wykąpię się w kałuży, zbuduję zamek z patyków i błota albo wydoję komuś krowę.

Weekend niesie ze sobą pewną nadzieję, że jednak się przejaśni i uda się wyjść w góry, może nawet dwukrotnie. Pozostaje czekać i wierzyć, że uda się jeszcze w tym miesiącu spojrzeć na świat z perspektywy dwóch tysięcy metrów. Po weekendzie mają bowiem powrócić deszcze i murzasichlański zakopanoptikon zacznie się od nowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz