W sumie nic
prostszego – myśli Jerzy – wystarczy podejść. Wszystko może się odbyć w ramach
wspólnej przestrzeni trzech metrów kwadratowych, tyle mnie więcej mieści się
pod przystankową wiatą. W krokach to będzie jakieś… bardzo niewiele. Następnie
się uśmiechnę , byle nie nachalnie, nie sztucznie, w połowie oczami. Potem
muszę już tylko robić, jak napisali w instrukcji: otworzyć aparat gębowy,
wprowadzić struny głosowe w drgania i wydobyć z siebie w miarę uporządkowaną
logicznie i rytmicznie sekwencję dźwięków. To nic nie kosztuje. Nie trzeba
odprowadzać składki do ZUS ani rozliczać się z fiskusem, bank nie ściągnie mi
prowizji z karty, a operator komórkowy nie doliczy do faktury. Cały wysiłek
leży w nogach, żuchwie i krtani. Przecież nie muszę zaczynać od pytań o
kondycję świata. Nie muszę deklamować inwokacji „Iliady” ani żonglować cytatami
z „Wesela”. Na początek może zwykłe „cześć”? Czy zbyt formalnie? Nie, przecież
jesteśmy młodzi, teraz świat jest bardzo bezpośredni. Ale co potem? Ja zagaję
uprzejmym „cześć”, ona – pozwolę sobie
na śmiałe założenie – odpowie, po czym znowu będzie moja kolej. A wtedy wypada
już powiedzieć coś więcej. Okej, Jerzy, tylko spokojnie, tylko spokojnie. Ułóż
sobie kilka zdań na początek, choćby ze trzy albo cztery, na jakiś prosty temat.
Na zachodzie small talk to podstawa, tam small talkiem załatwię się grube
biznesy. A to przecież takie banalne, każdy potrafi. Pogoda? Może być, chociaż
teraz wszyscy o tej pogodzie, że fala upałów, że dawno tak nie było, że klimat
się ociepla. Nie, jednak nie. Może bardziej skojarzeniowo: przystanek, autobus,
remonty dróg? O tym, że ciągle coś remontują, że nie ma jak dojechać, że
komunikacja się spóźnia. Nie, wyjdę tylko na nudziarza i zrzędę. Wysil się,
Jerzy, wymyśl coś lepszego. Może coś o niej, że ładnie wygląda w tej sukience,
że chyba dobierała pod kolor oczu. Tylko co, jeśli mnie weźmie za napalonego
zboczeńca? Bezpieczniej nie zaczynać ad personam. Trzeba poszukać innego
tematu. O czym by tu… No cholera! Myśl, Jerzy, myśl! A może po prostu… Nie, to
też bez sensu. Tylko bym się wygłupił. Muszę się bardziej postarać. No więc…
Chyba coś
jedzie. Na szczęście nie mój, nieważne. Dobra, o czym to ja myślałem. Aha,
mógłbym spróbować tak zwyczajnie, zapytać czy… Ej, zaraz. Czy ona zamierza wsiąść
do tego autobusu? Chyba tak, podchodzi do krawężnika, pojazd już wjeżdża w
zatoczkę. No i nie wiem, podbiec i zapytać o numer telefonu? To trochę
grubiańskie, ale może spróbuję? Ale nie, za późno. Drzwi się otwarły, właśnie
wsiada. Wskoczyć za nią? Tylko co wtedy powiem? Że w ostatniej chwili znalazłem
się w tym autobusie i jadę na pałę, bo bardzo mi się spodobała? Nie, to głupie. Zresztą drzwi już się zamykają.
Kierowca sprawdza lusterka, widać jak skręca kierownicą w lewo. Ona siada przy
oknie, spogląda na przystanek. Spojrzała na mnie, dostrzegła mnie – zauważa nagle
Jerzy, gdy autobus powoli włącza się do ruchu. Zresztą to i tak bez znaczenie. Całe
to kombinowanie było bez sensu. Przecież i tak bym nie podszedł.
Dodawaj częściej posty, naprawdę dobrze piszesz :)
OdpowiedzUsuń