niedziela, 29 grudnia 2019

Znamię w dziewiczym łonie

Rysiek po prostu lubił podglądać.

Miał kilka nieładnych zwyczajów, zdarza się to dość powszechnie, a jednym z nich było podglądanie. A konkretnie – podglądanie przez zaglądanie, czyli czytanie przez ramię współpasażerom komunikacji miejskiej.

Oczywiście pewne zasady obowiązywały. Rysiek bezpardonowo zerkał na wszelkie treści drukowane. Podglądał ludziom książki, magazyny, gazety, studenckie notatki, foldery reklamowe i ulotki. Zachowywał jednak w swym podglądactwie pewną przyzwoitość i powstrzymywał się przed zapuszczaniem żurawia w smartfony.

W tych pięknych czasach, gdy ludzie z błogim rozleniwieniem obserwowali jak druga dekada XXI wieku zmierza do szczęśliwego końca, nie przeczuwając nawet, jakie przykrości czekają na nich w dekadzie trzeciej, czytanie tekstów drukowanych stawało się dyscypliną coraz mniej popularną. Znalezienie zaś w komunikacji miejskiej osobnika z książką tudzież inną prasą zdążyło wypaść poza nawias zjawisk powszechnych. Nie miał tedy Rysiek tak wielu okazji do podglądania, co jeszcze dziesięć lat wcześniej, gdy do burzliwego końca zbliżała się pierwsza dekada nowego stulecia.

Tym razem szczęście Ryśkowi sprzyjało. Perystaltyka tłumu w tramwaju linii 10 przesunęła go w to szczęśliwe miejsce, z którego z łatwością mógł zerkać przez ramię przygodnej studentce czytającej książkę. W pierwszej kolejności zwrócił uwagę na przypisy, całkiem sporo przypisów. Oho, pomyślał, ambitnie. Akademicko. Sesja zimowa za pasem, trzeba wziąć się do nauki. Ciekawym, jaka dyscyplina.

Studentka przełożyła kartkę, Rysiek wytężył wzrok. Wychylił nieco głowę do przodu i zmrużył oczy, żeby przeczytać choćby króciutki fragment. Byle tylko złapać kontekst, odgadnąć temat zanim dojrzy okładkę i wszystko stanie się takie oczywiste. No więc… co tu napisano?

„znamię w dziewiczym łonie” – przeczytał.

Przeczytał i oniemiał.

Wiele ciekawych cytatów poznał podglądając ludzi czytających w komunikacji miejskiej, ale czegoś takiego jeszcze nie było. Były znamiona, pieprzyki, krosty, blizny, trafiło się też kiedyś łono. Dziewiczości również nie brakowało – literatura lubi dziewiczość, zwłaszcza jeśli w spektakularny sposób może sportretować jej kres. Ale znamię w dziewiczym łonie, wszystko naraz, o, to była zupełna nowość! I to w publikacji z przypisami! Czyli nie romansidło, ale literatura faktu.

Minęło parę chwil zanim Rysiek ochłonął i mógł powrócić do lektury. Tymczasem jednak studentka, wiedziona niechybnie instynktem, że ktoś jej przez ramię wyczytuje znamiona w dziewiczych łonach, zaczęła sposobić się do opuszczenia tramwaju linii 10.

Rysiek wiedział, co to oznacza. Skupił się i wytężył wzrok. Wiedział, że za chwilę studentka zamknie książkę, aby schować ją do torby. A wtedy on otrzyma w darze ułamek sekundy, w którym okładka ukaże się w całej okazałości grafiki, nazwiska autora i tytułu. Na to właśnie czekał.

Nie zawiódł się. Okładka klapnęła miękko a Rysiek wstąpił na kolejny stopień wtajemniczenia. I ponownie oniemiał.

Dzieło nie było ani podręcznikiem do ginekologii, ani omówionym przez literaturoznawcę zbiorem opowiadań erotycznych. Nie traktowało o tajemniczych plemionach żyjących w pełnym oderwaniu od cywilizacji ekranów dotykowych, ani o sadystycznych, psychopatycznych mordercach żyjących w centrum tejże cywilizacji. Dzieło nosiło tytuł: „Atlantyda. Zaginiony kontynent”.

I to stanowiło właśnie przyczynę Ryśkowego oniemienia.

***

Gdy opuścił wreszcie tramwaj linii 10, wiedział co robić. Miał cel. Miał jasny cel na resztę życia. Niełatwy, oj nie, nikt wszak przed nim tego nie dokonał. Wierzył jednak, czuł niepohamowaną pewność, że jemu pierwszemu się uda.

Tak, to właśnie on, Ryszard, jako pierwszy rozwiąże zagadkę Atlantydy!

I to on odnajdzie znamię w dziewiczym łonie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz