czwartek, 31 października 2013

Jerzy w tramwaju

Słuchawki nie powinny psuć się w komunikacji miejskiej. Mogę zrozumieć, że to nie jest trwały sprzęt, że szybko się zużywa i wymaga wymiany. Ale, na Boga, na któregokolwiek z Bogów, niech one nie psują się nagle, gdy tkwię w zatłoczonym tramwaju! Niech ostrzegają z jakimś wyprzedzeniem, niech pojawia się na nich termin ważności na tydzień przed jego upływem, no chociaż niech psują się w domach, gdzie można na spokojnie pogodzić się z tym faktem i mentalnie przygotować na komunikacyjny survival do czasu zakupu nowych!
Mogę sobie pomarzyć.
I tak słuchawki padły mi nagle w "siedemnastce" w okolicach Ronda ONZ. Obie naraz. Zazwyczaj najpierw umiera jedna. Druga jeszcze wówczas gra, ale asymetria dźwięku pożądanego w połączeniu z niedającym się już wyizolować szumem rzeczywistości wokół sprawiają, że słuchanie muzyki w takich warunkach momentalnie staje się dla mnie utrapieniem. Przez jakiś czas zmagam się z dwuwładzą brzmień, w końcu jednak rozsądek nakazuje się poddać. Okres wsłuchiwania się w jedno ucho daje mimo wszystko czas na mentalne przejście, pogodzenie się z awarią. Przez chwilę płyną równocześnie ciepła i zimna woda dźwięków. Kiedy jednak obie słuchawki wysiadają na raz wrzątek rozlewa się momentalnie po całym ciele. To właśnie przytrafiło się mnie.
Gwałtowna, przymusowa resocjalizacja z komunikacyjnym tłumem.
Facet, donośny baryton, w zmaganiach z mikrofonem smartfona: - mijasz ten placyk, tam są takie ławeczki brązowe, i po lewej jest ten bar, no... - łatwo poznasz jak przyjdziesz po dziesiątej, bo tam wiesz, kupa ludzi wokół jara szlugi, nieźle już nastukani, jak to w piątek, hehe... - nie, nie pamiętam, jak się ta ulica nazywa, ale trafisz, trafisz na pewno...
Druga rozmowa telefoniczna - oddajmy głos lasce o grubych udach w różowym dresie: - ale misiu, no weź to... no zrób to wreście... tyle czasu, no... - z miesiąc chyba... no ja wiem, no... ale jakoś może... no... no... - misiu, ale z Hubim możecie przecież... no ja wiem... tylko jutro to wiesz co, no wiesz... właśnie... - no wiem... no...
Baryton: - pewno znowu nie przyjdzie, się wymiga pewno, on to wiesz, do wódki to nie bardzo...
Dyskusja dwóch staruszek spod okna również, niczym antyczne fatum, dociera do mojej świadomości; słyszę, że: - papryka po sześć osiemdziesiąt, i to ładna! a nie po osiem i byle co, jak pod tym, no... - ale jabłka jakie drogie w tym roku! i w ogóle owoce... - no tak, to przez te susze, co były, i przez te ulewy jeszcze... - ale żeby aż tak? wściekli się? żeby za jabłka tyle to już naprawdę... - drożyzna wszystko, coraz drożej, ja to nie wiem jak to będzie, jak tak dalej będzie, to nic nie będzie
Matka, nieładna kobieta o zmęczonym spojrzeniu, oraz jej kilkuletnia, pulchna jak muffin córeczka: - w sobotę pójdziemy, kochanie, byłaś wczoraj to dziś może nie... - mamo, nooo! - w sobotę, córciu, czipsy ci kupiłam, dużą paczkę... - no ale mamo! - nie możemy codziennie do tego makdonalda, to może pizzę zamówię? - no dobra, ale w sobotę pójdziemy?
Staruszki: albo jajka, kochana, jajka! takie małe a on, że sześćdziesiąt groszy! złodziej... - oni wszyscy, kochana, złodzieje! i cały ten rząd i ten sejm i ten...
Nieładna Matka: - a jaką chcesz? margeritę? - może być, żeby tylko miała dużo, duuużo składników!
Baryton: - a wtedy Jacek to już wiesz, ledwo stał, narąbany w trzy dupy... - nie, w wannie to on u Gośki spał, u Gośki...
Laska w dresie: - a ze Stanem jakbyście się ten? - jeszcze nie? no to ja nie wiem... - a, misiuuu... - o kurna, telefon mi się rozten tego...
Muffin Córeczka: - a mamooo, mamoooo!
Baryton: - bo Krzysiek to nie umie pić, on zawsze tak...
Laska w dresie:- no to dajesz, misiu, tylko szybko... bo mi się ten telefon... no...
Staruszki: - za komuny tego nie było! - a dziś? a dziś?
Baryton: - no łiskacze jakieś albo dżin, nie wiem w sumie, jak zwykle pewno... - wiesz, bo mi fon chyba pada...
Nieładna Matka: - z Heloł Kiti?
Staruszki: - zamach jak nic!
Laska w dresie: - no ja nie wiem...
Baryton: - jak u Anki na grillu...
Laska w dresie: - no ja wiem...
Muffin Córeczka: - albo różowy, różowy!
Staruszki: - agenty radzieckie!
Muffin Córeczka: mamooooo!
Baryton: - no też się najebał, na żądanie potem wziął
Staruszki: - i prezydent złodziej, u Dyni na melanżu, ja nie wiem
Muffin Córeczka: - wszystko drożeje, chleb jaki drogi!
Nieładna Matka: - no ja wiem...
Laska w dresie: - i krzyż będą opluwać... - albo tanim winem... - albo z Drakularą!
emerytury nie podniosą, no ostra najebka, misiu, ja kończę, jutro ci kupię, Krzysiu tyle już nie może, cały kraj rozprzedadzą, a pójdziemy, mamooooo? nooooo! ja pierdolę! i młodzi bez pracy! i weź tam misiu, ten, złodzieje i złodzieje, no ja wiem, przy dziesiątym browarze dopiero, mamooooooooooo! zamach jak nic, ale żeby z Heloł Kity! bo już mi się telefon ten no, ty, bo mi pada bateria, albo cukier jak skoczył, u Antka akurat jakoś słabo, dobrze, z burger kinga ci wezmę, nie krzycz, no paaaaa! misiu, buziaczki! chodź, wysiadamy, kończę stary, jutro u Tomka, nara, zdrowia, zdrowia, kochana, mamooooooooooo...

2 komentarze:

  1. Dlatego ja w komunikacji miejskiej przeniosłem się na totalne analogowe umilacze podróży, które nie zawodzą, a jednocześnie pozwalają nie wsłuchiwać się w zatrważające otoczenie, tylko trzeba pamiętać że to musi być jakaś dobrze dająca się czytać książka, bo inaczej nici z prób...
    Co ciekawe, nie wiem czy również tak masz, ale, ale taką "wspólnotę" najwyraźniej i najdosadniej odczuwa się w tramwajach. Nie mam podobnych odczuć w autobusach - czy to upchanych, czy może tylko upruszonych okruchami ludzi. Być może wynika to z faktu, że rzadko jeżdżę tramwajami, ale gdy już do nich wsiadam to odbieram je zupełnie inaczej niż autobusy, chyba właśnie przez tą brać podążających po tych samych kolejach losu. Czy to tylko moje odczucie, czy Ty również masz podobne wrażenie?

    OdpowiedzUsuń